Nie lubię takich sytuacji. Na szczęście zdarzają się bardzo rzadko. Czytam oto książkę, wydaje mi się świetna. Odstawiam ją na honorową półkę. Wracam do niej po latach i... zonk. Owszem, pewne elementy nadal wydają się warte pochwalenia, ale summa summarum lektura sprawia wrażenie średniej, jeśli nie kiepskiej. I co począć z tym fantem? Uznać, że pomyliłem się wtedy, bo byłem nieopierzonym czytelnikiem? A może właśnie teraz podchodzę do książki zbyt surowo? A może powinienem odczekać następnych pięć lat, przeczytać po raz trzeci i wydać ostateczny werdykt?
Przedmiot czytelniczo-sędziowskiej rozterki nosi tytuł Wiedźmin z Wielkiego Kijowa i wyszedł spod pióra Władimira Wasiljewa. Zbieżność tytułów bynajmniej nie jest przypadkowa. Rosyjski pisarz nie ukrywał, że zainspirowała go postać nadwiślańskiego wiedźmina, a sam Sapkowski udzielił rzekomo błogosławieństwa koledze zza Buga. Wspólnym mianownikiem obu fabuł jest jednak tylko profesja i imię głównych bohaterów. Wiedźmin Wasiljewa również nazywa się Geralt i również trudni się zabijaniem potworów za pieniądze (tudzież inne dobra). Od rivskiego pierwowzoru różni go natomiast charakter, natura obiektów fachowego zainteresowania oraz świat przedstawiony.
Wiedźmin z Wielkiego Kijowa współczucie i sympatię okazuje dużo rzadziej niż Geralt Sapkowskiego, który, jak wiadomo, na zimnego drania tylko się zgrywał, a tak naprawdę serce miał miękkie. Wiedźmin z Wielkiego Kijowa nie poluje na potwory organiczne, lecz na maszyny — ożywione, zbuntowane, krwiożercze. Wiedźminowi z Wielkiego Kijowa przyszło bowiem żyć nie pomiędzy Smoczymi Górami a Nilfgaardem, lecz w magiczno-industrialnym (ale nie steampunkowym!) świecie z domieszką post-apo. Właśnie świat stanowi o największej sile opowiadań Wasiljewa. Wiele osób pewnie by się ze mną nie zgodziło; nie ulega wątpliwości, że pisarz opisał swoje uniwersum bardzo zgrzebnie. Jednakże owe skrawki da się, przy odrobinie wysiłku, zszyć w przemawiającą do wyobraźni krainę przyszłości. Przyszłości, w której między miastami-państwami rozciągają się nieprzyjazne pustkowia. Przyszłości, w której z ludzkimi osiedlami sąsiadują wielkie, wyludnione parki, niezbadane kompleksy garażowe i gigantyczne, opustoszałe tereny fabryczne. Przyszłości, w której wszystkie (?) maszyny posiadają ograniczoną inteligencję, samoświadomość i wolę, ale nie wszystkie są gotowe podporządkować się ludziom (i innym humanoidalnym rasom).
Brzmi to fascynująco, ale podkreślam, że Wasiljew niczego nam nie ułatwia, że wiele rzeczy czytelnik musi dopowiadać i rekonstruować sobie sam. Poza tym poszczególne opowiadania, choć oparte na całkiem dobrych pomysłach, są fabularnie rozwleczone. W wielu miejscach szwankuje także styl, aczkolwiek niektóre sformułowania Wasiljewa są nadzwyczaj plastyczne ("Różowy blask światła padał na zalegający wszędzie pył i wydawało się, że nie jest to kurz i błoto, a zwiędłe i opadłe jak jesienne liście marzenia mieszkańców Terytorium o lepszym życiu. Krasnoludzkie buciory wiedźmina odbijały na tych marzeniach pieczęcie protektorów.").
Więc jaki jest w końcu ten wiedźmin Wasiljewa? Wielki? Czy tylko kijowy? Nad opinię Borysa-2005 przedłożę chyba opinię Borysa-2010 i będę skłaniał się niestety ku drugiej opcji. Jednak w kategoriach "inspirujący setting" oraz "oryginalne nawiązanie do 'Sagi o wiedźminie' Sapkowskiego" Wiedźminowi z Wielkiego Kijowa należy się z pewnością dodatkowa gwiazdka.
★★★☆☆☆
Słusznie! Nie czekaj kolejnych pięciu lat!
ReplyDeleteAle to powtórzenie imienia "Geralt" mnie rozbroiło. :-)
Wiesz, najśmieszniejsze, że to powtórzenie jest u Wasiljewa uzasadnione -- pojawia się bowiem bezpośrednie odwołanie do Geralta z Rivii; kolejni wiedźmini-maszynobójcy są tak nazywani właśnie na pamiątkę tamtego legendarnego wiedźmina. Innymi słowy, należy zakładac, że świat Wasiljewa stanowi daleką przyszłość świata Sapkowskiego. Znowu: w sumie fajny pomysł, ale ledwie zarysowany, resztę wymyślaj sobie, czytelniku, sam. :)
ReplyDeleteO, to sympatyczne uzasadnienie. Trochę jak z tytułem cezara. :)
ReplyDelete