04/08/2010

(360) Zaczarowana dorożka, czyli liryki najpiękniejsze

Uwielbiam poezję Gałczyńskiego. Moja fascynacja nie ma specjalnego znaczenia literaturoznawczego, jako że ekspertem od poezji nie jestem, wiersze czytuję rzadko, i nie potrafiłbym obiektywnie ocenić twórczości Karakuliambra na tle epok(i). Wiem jednak, że specjaliści uważają go za jednego z najwybitniejszych polskich poetów, a taka etykietka, w połączeniu z moim subiektywnym uwielbieniem, to już coś. Tym bardziej, że zazwyczaj przejawy tego uwielbienia nie próbują się wcale dostosować do kanonicznych ocen.

Gdybym posiadał nieograniczoną ilość egzemplarzy Zaczarowanej dorożki, ciskałbym je w twarz wszystkim apologetom białych wierszy. "Popatrzcie tylko", mówiłbym, "popatrzcie, jak powinna wyglądać prawdziwa poezja. Nie wystarczą same zgrabne, przemawiające do wyobraźni, zaskakujące metafory. Trzeba je jeszcze osadzić w zwartej strukturze rymu i rytmu. Tak właśnie odróżni się prawdziwy talent do mowy wiązanej od wstecznictwa i pozoranctwa. Na tym polega przewaga poezji klasycznej nad modernistycznymi pożal-się-Boże eksperymentami. Na tym polega przewaga mojego Gałczyńskiego i wróbelka nad waszym Herbertem i kamykiem". (Okej, akurat Kamyk był zupełnie znośny, ale na przykład cały Herbertowy zbiorek Napis to jedna wielka kpina z czytelnika).

Jednak jako że mam tylko jeden egzemplarz, nie będę nikogo przekonywał na siłę. Prędzej tak.

Najelegantszym zakończeniem powyższej notki byłby sonat pochwalny na część Gałczyńskiego, ale nie dość, że moje umiejętności sonatotwórcze są zastraszająco skromne, to na dodatek obiecałem dawno temu, że na blogu nie będę nikogo torturował radosną twórczością. Kiedyś dopadła mnie jednak wena i przetłumaczyłem na angielski mój ulubiony utwór KIG-a. Co prawda jest niedługi i wyjątkowo pozbawiony rymów, ale i tak Borysowy przekład jest lepszy od "oficjalnego". Każdy przyzwoity człowiek może przecież sam porównać obie wersje.

★★★★★★

No comments:

Post a Comment

Note: only a member of this blog may post a comment.