Świat króla Artura. Maladie jest książką wartą przeczytania, choć zarazem nieco niepotrzebną. Jej treść należałoby bowiem rozparcelować między Rękopis znaleziony w smoczej jaskini oraz Coś się kończy, coś zaczyna. Tym stwierdzeniem bimbam sobie co prawda i na wydawniczą chronologię, i na objętość arturiańskiego eseju, ale nie sposób nie przyznać, że Świat króla Artura świetnie pasowałby jako bonusowy rozdział w fantastycznym kompendium Sapkowskiego, podczas gdy Maladie byłaby ukoronowaniem niewiedźmińskich opowiadań łódzkiego pisarza.
Niech specjaliści roztrząsają, czy arturiański esej zawiera tyle merytorycznych błędów, co Rękopis.... Mnie ta wiedza ta nie jest potrzebna do szczęścia, bo traktuję Świat... jako zgrabne niebeletrystyczne czytadło, stanowiące co najwyżej inspirację do sięgnięcia po poważne źródło. Liczy się to, że Świat króla Artura pochłania się przyjemnie i szybko, stykając się przy okazji z garścią informacji na temat historii i mitologii Wielkiej Brytanii. Byle tylko nie brać sobie tych informacji za bardzo do serca, tak na wszelki wypadek. Sapkowską interpretację legendy o Graalu można już chyba wziąć do serca bardziej, o ile oczywiście nie jest się szowinistą.
A Maladie to już zupełnie inna bajka. Retelling opowieści o Tristanie i Izoldzie, tyle, że z punktu widzenia Morholta i Branwen, przypomina dobitnie, za co należy kochać Sapkowskiego. Na niewielu ponad czterdziestu stronach znalazły się wszystkie elementy, które wyniosły jego twórczość fantastyczną na ołtarze: klimat przemycony w oszczędnych opisach, charyzmatyczna postać męska, psychologicznie wiarygodny wątek miłosny, dynamiczna scena walki, efektowne dialogi i przenikliwa melancholia (no, zgoda, tego ostatniego w Wiedźminie nie było). Zaiste godny spadkobierca chansons de geste.
★★★★☆☆
Sapkowski i oszczędny język? :-) W "Wiedźminie"? :-)
ReplyDeleteOpisy u Sapkowskiego są bardzo oszczędne. Dawno chyba nie zaglądałeś do "Nad Niemnem", hm? :)
ReplyDeleteDawno. ;-) Hm, nie wiem, "oszczędny język" kojarzy mi się nie tylko z objętością, ale też z niewysuwaniem języka na pierwszy plan (co Sapkowski właśnie robi). Ale może lepiej te rzeczy rozdzielić.
ReplyDeleteJa rozdzielam. :) Dla mnie "oszczędny język" odznacza się właśnie niewielką objętością (w sensie braku rozdmuchujących ozdobników, długich opisów, referatów przemyśleń bohaterów itd.), natomiast to, co Ty masz na myśli, w moim słowniczku nazywa się "językiem przejrzystym". I owszem, proza Sapkowskiego bynajmniej nie jest przejrzysta (choć i tak jest dużo bardziej niż np. u Dukaja). Tym lepiej dla niej! Choć z drugiej strony pamiętam jakąś dyskusję poświęconą pytaniu: "Czy fantastyka rozrywkowa powinna odznaczać się przejrzystym językiem?". Ale tutaj znowu pojawia się pytanie, co rozumiemy przez "rozrywkowa", i tak dalej.
ReplyDeleteTak czy owak, zamieniłem "oszczędny język" na "oszczędne opisy". :)
OK, ze wszystkim się zgadzam. :)
ReplyDelete