Marzy mi się dobra książka beletrystyczna opowiadająca o konflikcie wiary z ateizmem przez pryzmat losów trójki przyjaciół. Coś jak Młode lwy Shawa, tylko zamiast Amerykanina, Żyda i Niemca w czasach II Wojny Światowej mielibyśmy ateistę, katolika i agnostyka w czasach, dajmy na to, ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Ateista próbuje przekonać katolika, by ten porzucił swoją wiarę, i w końcu mu się to udaje, ale płaci najwyższą możliwą cenę -- sam się nawraca. Rozwój wydarzeń obserwowany jest przez agnostyka pełniącego zarazem rolę narratora. Agnostyk ma nihilizujące zapędy, lecz z czasem uświadamia sobie, że nie opowiadając się po żadnej ze stron traci Coś Bardzo Ważnego. Całość kończyłaby się mniej więcej tak jak Imię róży; agnostyk, po latach, stary i zmęczony, spisuje w zimnej bibliotece KUL-u swoje wspomnienia z sierpnia 2002 r., stat rosa pristina nomine, itd.
To byłaby zarąbista książka.
A na razie przeczytałem dramat w pięciu aktach pt. Mistrz Olof spod pióra Augusta Strindberga. To jeszcze nie to, ale całkiem ciepło. Tytułowy Olof Pettersson vel Olaus Petri (postać autentyczna) z rozkazu króla Gustawa Wazy reformuje w XVI wieku chrześcijaństwo w Szwecji i zwalcza katolickich biskupów. Idzie mu to całkiem nieźle, lecz dziejowa misja przysparza Olofowi coraz większych problemów rodzinnych i prowadzi go w stronę osobistej klęski. Wciągające. No i sporo dobrych kwestii:
- Każdy kamień, który oderwiecie od Kościoła, lud rzuci w was samych.
- "Monsieur -- powiedział -- la religion est morte, est morte" -- powiedział. Ale to mu nie przeszkadza chodzić na mszę! I wie pan, co odpowiedział, gdy go zapytałem, dlaczego to robi? "Poésie! Poésie!" -- powiedział. Ach, on jest boski!
- Wódka zamyka głowę na cztery spusty, ale otwiera serce na oścież.
Złotych myśli o wódce jest tam notabene więcej.
★★★★☆☆
To byłaby zarąbista książka!
ReplyDelete